Śpisz z kimś w łóżku? Sennik wyjaśnia: jeśli znasz tę osobę i czujesz do niej pożądanie, nie musisz się tego obawiać. Jeżeli we śnie leżysz w łóżku z dzieckiem, możesz być pewna, że spełnią się twoje marzenia. Z kolei, jeśli w łóżku widzisz znajomego, to zły znak oznaczający, że będziesz żałować swojego
Hej Bracia, mam problem który powtórzył się przy 2 dziewczynach w odstępie roku. Mianowicie kobieta jest chętna na seks, są pocałunki, macanie. Kobieta chętnie zdejmuje stanik i daje się pobawić cycuszkami. Wszystko niby fajnie, lecz gdy dochodzi do zdjęcia majteczek - ona nie chce. Jest fajnie,
Wieczorem poszlismy do lozka. W trakcie nagle mi powiedzial ze jestem mu potrzebna przepraszam za wyrazenie tylko do dupcz**nia i ze jestem taka prosta ze zrobilabym wszystko zeby tylko mnie
Zapamiętaj mnie Nie zalecane na współdzielonych komputerach. jestem tylko kobietą do łóżka? Zarchiwizowany. Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.
W polskim prawie na osobie zakażonej wirusem ciąży obowiązek poinformowania każdego partnera seksualnego o swoim statusie HIV. Monikę oburza ten zapis.
Rok temu, dokładnie w marcu, przyjechała do mnie ekipa Lenart, żeby zamontować mi w pokoju półkotapczan. Po raz pierwszy od wielu lat miałam mieć własną sypialnię i trochę się tego bałam. Tym bardziej że wskoczyłam na nieznane wody - zamiast klasycznego łóżka - wybrałam półkotapczan. Mebel, który pamiętałam z czasów dzieciństwa z pokoju koleżanki, u […]
.
Zazwyczaj wieczorem kładę się do łóżka ok. godz. 23, a rano wstaję ok. 6, co daje 7 godzin snu, czyli wcale nie tak źle. Często jednak mam poczucie, że jestem niewyspana i w ciągu dnia przymykają mi się oczy. Pobudki również bywają trudne. Byłam ciekawa, co by się zmieniło, gdybym szła spać o 21. Spodziewałam się, że bez problemu będę wstawać do pracy nawet na 6 rano. Zakładałam też, że w ciągu dnia będę mieć więcej energii i lepiej będzie mi się pracować. Gdzieś z tyłu głowy miałam również nadzieję, że wcześniejsze chodzenie spać pozytywnie wpłynie na moją cerę. Marzyło mi się, że odzyska blask i zdrowy, promienny wygląd. Pierwsza noc i dzień Możliwość położenia się do łóżka już o 21 była cudowna. Trochę się bałam, że nie zasnę tak wcześnie, ale moje obawy okazały się bezpodstawne. Szybko pogrążyłam się w objęciach Morfeusza. Bez żadnych pobudek w nocy wstałam na budzik o 6 i wcale nie czułam się, jakbym przespała 9 godzin. Nie było źle, ale chętnie podrzemałabym jeszcze trochę. W ciągu dnia nie zauważyłam znacznej różnicy w funkcjonowaniu, ale to dopiero pierwszy dzień. Położyłam się do łóżka ok. 21 i po chwili zasnęłam. Dalszy ciąg artykułu znajduje się pod materiałem wideo Polecamy: Pozornie zdrowy nawyk, który rujnuje twój sen. Wystrzegaj się go Druga noc i dzień Tym razem miałam w nocy jedną pobudkę i przez jakiś czas leżałam, próbując zasnąć. Nie wiem jak długo, bo ustaliłam sobie, że od godziny 21 nie patrzę na telefon. Nie chciałam się rozpraszać ani sugerować godziną. Ponownie wstałam z budzikiem bez specjalnego problemu. I byłam naprawdę wyspana. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak pełna energii o tej porze. Doszłam do wniosku, że wczesne chodzenie spać mi służy. O 21 byłam już ponownie w łóżku i po dłuższej chwili rozmyślań nad minionym dniem zapadłam w sen. Trzecia noc i dzień W nocy obudziłam się i przeleżałam trochę czasu, obracając się z boku na bok. W końcu uznałam, że już nie zasnę i pora wstawać. Zegar wskazywał Trochę wcześnie. Nawet jak mam do pracy na 6, wstaję później. Postanowiłam wykorzystać ten czas na dłuższy spacer z psem. Muszę przyznać, że miasto o tej godzinie ma swój urok. Jest pusto i cicho, można się wsłuchać w swoje myśli, albo po prostu nie myśleć o niczym, tylko iść przed siebie. Po powrocie do domu miałam jeszcze przed pracą (od wybuchu pandemii pracuję zdalnie) trochę czasu na zrobienie herbaty, przygotowanie śniadania i zwyczajne posiedzenie w spokoju, bez konieczności spieszenia się. Wszystko było dobrze, tylko już koło godziny 15 poczułam zmęczenie i lekką senność. Organizm dawał mi znać, że potrzebuje odpoczynku. W końcu jestem już na nogach ponad 10 godzin, a przede mną jeszcze trochę pracy. Przyznam szczerze, że ciężko było mi dotrwać do 21. Najchętniej położyłabym się spać jeszcze wcześniej, ale nie pozwoliły mi na to obowiązki. W końcu jednak padłam na łóżko i dość szybko zasnęłam. Chodziłam spać o 21 Czwarta noc i dzień Obudziłam się około 3 i tak długo nie mogłam zasnąć, że spojrzałam na zegarek. Nie chciało mi się bez sensu leżeć w łóżku, więc wzięłam książkę. Po półtorej godziny czytania ponownie położyłam się spać i obudził mnie budzik o 6. Czułam się normalnie, całkiem dobrze, z tym że ponownie po południu poczułam zmęczenie. Do łóżka położyłam się chwilę przed 21 i dość szybko zasnęłam. Piąta noc i dzień W nocy wielokrotnie się budziłam. Pierwszy raz jeszcze przed północą. Ostatecznie wstałam przed 5. Było ciemno, zimno i zaczęłam się zastanawiać, co ja w ogóle robię na nogach o tej porze. Włączyłam laptop i zaczęłam wcześniej pracę, choć miałam na 8. O tej godzinie, to już czułam się, jakbym miała za sobą połowę dnia. Kilka razy miałam napady senności i kusiło mnie, żeby przenieść się z laptopem do łóżka. Najgorzej było ok. 14, ale wytrwałam na stanowisku. Orzeźwić pozwolił mi się krótki spacer, ale z niecierpliwością czekałam do 21, żeby w końcu iść spać. Szósta noc i dzień Nie jest już dla mnie zaskoczeniem, że budzę się w środku nocy. Cieszę się, że mój eksperyment zmierza ku końcowi i już nie będę musiała kłaść się spać jak dziecko. Ta radość i ekscytacja sprawia, że wstaję i zabieram się za porządkowanie szafy. Ponownie kładę się do łóżka już nad ranem. Na szczęście dzisiaj nie pracuję, więc się wyśpię. Ostatecznie dzień rozpoczynam o 8:30 i jest on właściwie powtórką poprzedniego. Dość szybko dopada mnie zmęczenie, a od momentu, kiedy na zewnątrz robi się ciemno, myślę tylko o tym, żeby położyć się do łóżka. Ciężko mi uwierzyć, jakim cudem kiedyś udawało mi się nie spać do północy. Ostatnia noc Kładę się do łóżka o 21 i chociaż jestem zmęczona, nie mogę zasnąć. To chyba przez te wszystkie emocje towarzyszące mojemu eksperymentowi. Cieszę się, że już dobiega on końca. Z drugiej strony jestem rozczarowana efektami. Nie czegoś takiego się spodziewałam. Miałam czuć się lepiej, być bardziej wypoczęta i sprawniej funkcjonować. Nie wyszło. Może chodzenie spać o 21, wcale nie jest takie dobre, jak może się wydawać. Czy warto kłaść się spać o 21? Wnioski Po zakończeniu mojego eksperymentu muszę przyznać, że chociaż lubię spać, to kładzenie się codziennie o 21 wcale mi nie służy. Budzę się w nocy i bardzo wcześnie wstaję. Przez to ok. godz. 16 jestem już znacznie zmęczona samym faktem bycia na nogach. A tu jeszcze czeka na mnie wiele obowiązków po pracy. Wolę funkcjonować w godz. 6-23 niż 4-21. Polecamy: Ile snu tak naprawdę potrzebujesz? Prosty test Z natury jestem skowronkiem, ale jednak bez przesady. Sen od 21 i pobudka ok. 4 wcale nie są dla mnie korzystne. Pierwsze dni, owszem, fajnie było się wyspać i nadrobić ten deficyt. Na dłuższą metę jednak taki plan dnia wcale nie poprawił mojego funkcjonowania. Wręcz przeciwnie. Przez to, że chodziłam spać tak wcześnie, budziłam się w nocy lub wstawałam bardzo wcześnie. Dlatego też szybciej w ciągu dnia dopadało mnie zmęczenie i senność. Organizm przestawił się na inne godziny, ale ilość snu pozostała ta sama. Tylko zmieniły się ramy czasowe. Niekoniecznie na korzystniejsze. Po tym doświadczeniu mogę stwierdzić, że potrzebuję od czasu do czasu położyć się o 21 i porządnie wyspać. Jednak nie ma sensu, żebym robiła tak codziennie. Mija się to z celem i nie przynosi wcale korzyści. Przynajmniej przy moim trybie życia. Każdemu jednak polecam przynajmniej raz w tygodniu wygospodarować sobie czas, żeby wcześniej się położyć. Czasami kilka dodatkowych godzin snu w tygodniu może zdziałać cuda. Warto dla nich odpuścić sobie w jeden wieczór czy książkę. Mój eksperyment potwierdził, że nasz organizm sam najlepiej wie, czego aktualnie potrzebuje. Trzeba mu tylko to umożliwić i słuchać jego sygnałów. Zmęczony człowiek z łatwością prześpi 9-10 godzin. Jeżeli jednak nie będzie tego potrzebował, po prostu nie zaśnie albo obudzi się wcześniej. I w ostatecznym rozrachunku wcale nie będzie się lepiej czuć. Napisz do autorki: @ Przeczytaj również: Przez miesiąc robiłam 20 tys. kroków dziennie. Co mi to dało? Postanowiłam przez tydzień żyć za 21 zł dziennie. Jak mi poszło? chronotypy-01
Zmywam naczynia i widzę, jak pachnący i wykąpany mościsz się już w pościeli. Domywam garnek, kiedy kiwasz na mnie ręką i filuternie, na tyle, na ile cię stać, układasz się na materacu. - Kiedy skończysz? - pytasz, a ja wiem, że nie z troski o to, czy długo jeszcze muszą zapierdzielać, a wyłącznie ze swojej własnej potrzeby. Drogi mężu, kochanie... sorry, nie pójdę dziś z tobą do łóżka. Od jakiegoś czasu [po tekście "Kilka słów, które..."] na moją skrzynkę przychodzi coraz więcej wiadomości dotyczących tego problemu i jestem autentycznie skonfundowana, że narasta on aż do takiej rangi. I że tak ciężko wyjaśnić sobie to małe nieporozumienie. Więc będę o tym pisać, póki będą przychodzić do mnie maile, że kolejna kobieta, kolejny raz, zostaje całkowicie sama. Widzisz, mój drogi. Piszę w imieniu tych kobiet, które nie umieją ci same tego powiedzieć. Ja jestem po prostu zmęczona. Tak. Wiem. Uśmiechasz się, bo to jeden z najsłynniejszych cytatów kobiet zaraz po "boli mnie głowa". Ale poczekaj z uśmiechem. Posłuchaj. Ja też pracuję. Czy w domu, czy dodatkowo jeszcze na etacie - też cały dzień mam zajęcie. Jestem tak zmęczona, że moje zmęczenie jest zmęczone. Jestem skonana. I kiedy widzę, że leżysz i pierdzisz sobie w kanapę, a ja jeszcze to i tamto, bo nie da rady tego odpuścić, nawet jak bym chciała, to wybacz, ale nie da się. Bo następnego dnia utonę w tych rzeczach. I nie czuję podniecenia na myśl o zbliżeniu z tobą, za to powoli zaczynam czuć wściekłość. Wiem, doskonale zdaję sobie sprawę, że ty przez cały dzień również nie spoczywasz na laurach. Pracujesz. Masz swoje obowiązki przy domu, przy dzieciach czy co tam sobie robisz. I swój stres najlepiej odreagowujesz w łóżku. Znam ten mechanizm, sama tak robię. Wieczorem chcesz się odstresować, oglądasz film, klikasz w jakąś gierkę, potem się kąpiesz i... czekasz na mnie. A mnie zaraz strzeli cholera, bo w czasie, kiedy ty leżysz, ja ogarnęłam kuchnię po kolacji, przygotowałam wam i sobie śniadanie na drugi dzień, poprasowałam ubrania i jeszcze muszę zmyć garnki, bo jak ich nie zmyję, to rano na blaty w kuchni trzeba będzie napalm spuścić, taki będzie armagedon po śniadaniu. Tak wiem - nie zwracasz na to uwagi. Ja tak. I przerażenie mnie ogarnia na myśl, ile następnego dnia będę mieć roboty, jeśli dziś sobie odpuszczę. Przerażenie, zdenerwowanie, więc szoruję ten garnek, mimo że mam ochotę wleźć pod kołdrę i po prostu stracić przytomność. A nawet jeśli szoruję, bo nie wyrobiłam się z moimi obowiązkami, a ty ze swoimi jesteś w porządku, to w dalszym ciągu - nie, nie pójdę dziś z tobą do łóżka. Najwyraźniej mam gorszy dzień, gorszy moment, coś się ze mną dzieje i jeśli nie wyrabiam się z moimi obowiązkami, to tym bardziej - nie, nie pójdę z tobą do łóżka. Nie pójdę i nie będę nawet szukać wymówki, bo ona leży w rozsypanych ciastkach na podłodze, sterczy w górze prania, rozpala się na przypalonym mleku na kuchence. Ona tu jest wszędzie, a ty leżysz i czekasz - król życia, pan kanapy, potężny władca pilota od dekodera - zamiast szybko ze mną ogarnąć, co trzeba i wskoczyć razem pod prysznic, gdzie możemy zacząć łóżkowe rytuały. Tak! Chcesz, żebym była rozluźniona i w miarę spokojna, żeby z wdziękiem umościć się z tobą pod kołdrą? To rusz tyłek i pozwól mi to przeżywać w takich warunkach, jakie mnie do leżenia z tobą nastrajają. Przestań jęczeć, że czekasz, że kiedy kochanie skończysz, że może byśmy... Zamiast mnie, sam siebie przyspiesz. Zmień pościel, rozwieś pranie, poskładaj to, co się wala po ziemi, poczekaj na mnie z tym prysznicem, może ja bym chciała, żebyś mi te plecy umył czy masaż zrobił. Rusz się do cholery, bo ja też bym poszła z tobą do łóżka, tylko, kurde, wciąż nie mam okazji. Zapierdzielam jak motorek, kiedy ty nastrajasz się przy kolejnym filmie, którego ja osobiście nawet nie chcę słyszeć, a co dopiero oglądać. Słuchaj, kotku. To prosta sprawa: ty potrzebujesz seksu, żeby się odstresować, ja potrzebuję się troszkę odstresować na seks. Widzę, że leżysz, że czekasz, ale, kurde, ja też czekam! Czekam na moment, w którym wieczorem nie będę musiała nic robić. Jeśli więc do twojego mózgu dojdzie informacja: ja leżę, a ona coś jeszcze robi, to kurde wstań do jasnej ciasnej, pomóż jej, żeby szybciej to zrobiła i wtedy ona szybciej do tego łóżka przyjdzie, a na pewno będzie w lepszym humorze! I tyle. We dwójkę będzie sprawnie, ja będę spokojniejsza wizją wolnego wieczoru, ty będziesz spokojniejszy, wiedząc, że już zaraz, za chwilę, a jak już razem ogarniemy, co trzeba ogarnąć, to zawsze możemy razem skończyć razem pod prysznicem. Nie ma co zbytnio miąć tej świeżo zmienionej pościeli. Udostępnij wpis➡A dla wiejskich [choć nie tylko] matek została też stworzona grupa, na którą serdecznie cię zapraszam TUTAJ➡Możesz też udostępnić wpis i skomentować go na Facebooku Jestem o tym, jak uciec z miasta i wychowywać dzieci na wsi, z dala od sklepów, ale bliżej historię znajdziesz TutajAle ona wciąż się pisze, więc zostań ze mną w kontakcie:
Po co ludzie uprawiają ze sobą seks? Nasi rodzice i dziadkowie odpowiedzieliby pewnie, że z miłości. Z obowiązku. Dla przyjemności. No i dla dzieci! Przy tym smogu bociany nie wszędzie przecież dolecą, a jak ktoś mieszka daleko od wsi, to nie ma też co liczyć na zawiniątko w kapuście. W każdym razie: kiedyś myślenie o seksie było na pewno prostsze. Za to uprawianie go – bardziej skomplikowane i ograniczone. A dzisiaj? Hulaj dusza, piekła nie ma. A przynajmniej nie istnieje coś takiego, jak ograniczona liczba partnerów seksualnych. Swoboda obyczajów, dostęp do antykoncepcji i pornografii, w końcu – kluby, akademiki, Tinder czy choćby fejs – wszystko to sprawia, że po seks jest nam sięgnąć łatwiej niż po jagodziankę. I ten tekst nie będzie o tym, czy to dobrze, czy źle. BEZ ZNIECZULENIA Ten tekst będzie o tym, jak Janek Favre pokazał to w swojej nowej książce pod wymownym tytułem „To tylko seks”. Daleka jestem od nazywania tego recenzją, bo z Jankiem trochę lat się już znamy. Ba, na blogu wciąż wiszą teksty, które tworzyliśmy wspólnie w ramach cyklu „Wojna płci”. Co więcej, część z nich traktowała nawet o seksie. Natomiast nasze drogi gdzieś tam się dawniej rozeszły, co nie zmienia faktu, że kibicuję Jankowi, jak mogę. Nie dlatego, że postanowił zostać pisarzem, ale dlatego, że miał jaja, żeby naprawdę to zrobić. Dlatego ten tekst potraktujcie jak polecenie znajomej. Czy ktoś, kogo lubicie i cenicie wpuściłby Was na minę? Ja też nie zaryzykuję i powiem Wam, że polecam Wam ją mocno, ale mam też trochę problem z tą książką. A polega on na tym, że jest dobrze napisana, ekspresowo się czyta i tylko jakoś tak nagle się to wszystko urywa. Natomiast założenie Janka było konkretne: 3 mężczyzn, 4 kobiety i 24 godziny z życia Krakowa. Bez rozpieszczania i bez znieczulenia. Po prostu: wchodzimy z butami do ich domów i łóżek i patrzymy, co się tam konkretnego wyprawia. A że wyprawia się źle? Tego nietrudno się raczej domyślić. I tak, jak Janek nas w ten świat wtłacza, tak później nas z niego wyciąga. Bez happy endu i bez ostrzeżenia. A CZYM SEKS JEST DLA CIEBIE? A o co chodzi w tej książce? o to, czym może być dla nas seks. A może być wszystkim. Sposobem na odreagowanie, na zrelaksowanie się po ciężkim dniu, na rozładowanie napięcia, pozbycie się stresu, zaleczenie kompleksów czy napompowanie ego. Może być też sposobem zemsty, odegrania się. Metodą na zapomnienie. Ale też: na okazanie dominacji. Na poczucie – choć przez chwilę – jakiejkolwiek przewagi nad drugim człowiekiem, na zasmakowanie władzy. Może być też wołaniem o pomoc. Ostatnią deską ratunku. A także – kartą przetargową. Prosta sprawa: zrób coś dla mnie, a ja się z Tobą prześpię. I to są właśnie sytuacje skrajne. Sytuacje, dla których rozwiązania powinno się szukać na kozetce u dobrego psychoanalityka, a nie w cudzych majtkach. Bo nie dość, że się nie rozwiąże własnych problemów, to jeszcze przysporzy ich innym. Niestety, bohaterowie Janka są tu koszmarnie poobijani przez okoliczności. Ktoś tu kogoś zdradził, ktoś został sam z dzieckiem, ktoś wychował w nader katolickim domu, a jeszcze ktoś inny – był maltretowany w dzieciństwie. I z jednej strony punkt dla Janka, że zaserwował nam taki przekrój charakterów i okoliczności. Że potasował tę talię możliwości i wyciągnął z niej same mocne karty. Ale z drugiej, mam lekki niedosyt, bo żaden z głównych bohaterów nie uprawia seksu ot tak, dla przyjemności. A już tym bardziej z miłości. Ale czy to zarzut? Trudno stwierdzić, bo wtedy książka na pewno byłaby sprawiedliwsza, pełniejsza, ale też i… nudniejsza. W końcu od szczęśliwych miłości są filmy z Tomaszem Karolakiem, a od brudnego seksu jest teraz Jan Favre. TO TYLKO SEKS, ALE FAVRE ZAGLĄDA BOHATEROM DO GŁÓW Brud to w ogóle hasło przewodnie tej książki. Brudne są myśli bohaterów, brudny język, jakim Favre pisze, brudny w końcu jest ten seks, który zawsze musi kogoś skrzywdzić. I to jest ogromny komplement. Bo jeśli komuś wydaje się, że pikanterii uświadczył przy „50 twarzach Greya”, to teraz dopiero spłonie sobie rumieńcem. Favre w swoich opisach jest tak dosadny i tak naturalistyczny, że nie wiem, czy ktokolwiek ze współczesnych autorów ośmielił się tak pisać o seksie. No a nie czarujmy się – od miziania i kiziania to ludzie mają koty, a czasami lubią jednak ostry, dobry seks. I szlag wie, dlaczego nikt równie ostro nie ośmiela się pisać. Trochę jestem jednak zła o motywacje – o to, że za każdym razem są one jednocześnie tak zdawkowo opisane, choć przecież skrajne. Ale sama nie wiem, czy dałoby się to zrobić lepiej. Janek wyrywa tych ludzi z ich światów i opisuje takich, jakimi ich zastał. Odziera z prywatności i pokazuje w najintymniejszych momentach, jakie tylko można sobie wyobrazić – a skoro akcja rozgrywa się na przestrzeni doby, to czy dało się powiedzieć o nich więcej? I czy to w ogóle było tutaj konieczne? TA KSIĄŻKA JEST O SZACUNKU. A CZĘŚCIEJ: O JEGO BRAKU Nie wiem też, czy jest to książka dla starszych czytelników. Nie radzę więc kupować jej w ramach prezentu na Dzień Babci i Dziadka czy choćby pokazywać mamie. Sama natomiast żałuję, że nie przeczytałam jej w swoich studenckich czasach – wtedy byłaby dla mnie strzałem w dziesiątkę. No ale ciężko mieć też pretensje do Janka, że wtedy jej nie napisał, bo pewnie sam chodził jeszcze do przedszkola. Ale dla grupy wiekowej 18-30 ta książka wydaje się idealna. Zwłaszcza, że jest przede wszystkim książką o człowieku: o jego potrzebach, celach, traumach, nadziejach i rozczarowaniach. Jest też książką o miłości i szacunku oraz ich okropnym braku. Także, jeśli chodzi o miłość i szacunek do samego siebie. Od razu uprzedzam jednak, że „To tylko seks” to nie jest książka dla wszystkich. Jeśli Miller i Bukowski są dla Was przykładami degeneratów, a jedyną słuszną literaturę uprawia Michalak czy niegdyś Orzeszkowa, to… sorry. Bo ta książka w wielu miejscach to jest przegięcie. To ten typ literatury, po którym coś Cię w środku boli i sam nie wiesz, czy to było dla Ciebie dobre, czy niedobre, a jednak nie żałujesz – czyli stan całkiem podobny do kaca. I faktycznie, po tej książce zostaje kac. Obrzydliwy, moralny kac – tym większy, im częściej w tej książce odnajdujesz siebie. Uwaga! Książkę kupicie na Zdjęcie główne: Alexander Popov/
Dwa lata temu na pewnej stronce erotycznej, poznałam 7lat starszego faceta. Zaiskrzyło między nami. Ale opowiadał ciągle o seksie, czego to nie robił ze swoimi poprzednimi partnerkami (nawet miał tam zdjęcia z zabaw) itd, że uznałam, że szuka tylko seksu, a ja chcę czegoś więcej. Więc olalam temat. Mimo to, dużo pisaliśmy , mogłam mu powiedzieć o każdym problemie, zawsze wysłuchał, doradził. Więc w końcu rok temu, postanowiłam dać mu szansę. Spotykaliśmy się , iskrzyło. Zamieszkaliśmy razem. Niestety oprócz przytulenia, buziaków nic nie było. Po kilku miesiącach, zaczęłam marudzić . Twierdził że ma dużo stresów, problemów (to prawda, jest ich trochę), no i że nie ma ochoty na seks. W końcu po jakimś czasie, udało mi się go namówić na zabawe, ale tylko zrobił mi przyjemność … I na tym się skończyło … Jemu nawet nie stanął, nie kochaliśmy się , tylko się chwilę mną pobawił i tyle. Jakiś czas temu, znowu po wielu naruszeniach, próbach, zajął się mną … Ale on nie chciał żeby się nim zajmować. Chociaż próbowałam, to bezskutecznie, nic to nie wniosło. Rozmawiałam z wieloma kumplami, bo zawsze ich miałam wielu, każdy zgodnie twierdzi, że w stresujących sytuacjach lubi seks, bo wtedy się może zrelaksować. Z nim jest inaczej . Nie wiem, często zabawiam się sama, nawet nie chce mi się go już męczyć i marudzić. Twierdzi że kocha, na co dzień jest ok, nawet się stara, w domu posprząta, ale nie mogę zrozumieć tego problemu. Próbowałam rozmawiać, wyjaśniać. Zamknięty w sobie. Mówi że wszystko przez problemy codzienne, problemy z pracą, komornik, długi. Nie wiem co robić. Nigdy dla mnie seks nie miał znaczenia, nie bardzo lubiłam to robić … A teraz? Myślę tylko o tym. Nie potrafię się na niczym skupić. Bo myślę jak zrobić, żeby się z nim w końcu kochać.. Wybraliśmy ostatnio kilka zabawek i zamówiliśmy … Ale mimo że ponad 2 miesiące minęły od zakupu, nie wypróbowaliśmy ich … W ciągu 9 miesięcy w trakcie których mieszkamy razem, pieścił mnie może ze 4 razy i to już jak naprawdę mocno na to nalegałam . Chciałam się nim zająć, ale nie. A jak próbowałam. To mu nie staje. Nawet jak on się mną bawi, to nic… Nie wiem w czym problem. Ma dopiero 35lat … Wcześniej z tym chyba nie miał problemów bo ma 2 dzieci. Więc jakoś musiał je zrobić.
on chce mnie tylko do łóżka